Efektywność produkcji jedzenia a fleksitarianizm
Jednym z argumentów, który przekonuje do ograniczenia spożycia mięsa jest wiedza o tym, ile wody czy przestrzeni trzeba, aby wyprodukować to co jemy.
„Świadomość” to w sumie dziwny stan. Człowiek dobrze się czuje jak już się czegoś dowie i coś zrozumie, ale przez to traci pewne rzeczy. Ja dziś na mięso patrzę inaczej, bo wiem jaką drogę przeszło od swojego biologicznego początku aż na mój talerz.
I nie piszę tego, by Wam coś obrzydzić. Ale efektywność produkcji jedzenia jest ważną rzeczą, tym bardziej kiedy uświadomimy sobie ile osób głoduje na świecie. Im więcej musimy włożyć w wyprodukowanie tego co trafia na talerz, tym gorzej dla naszego świata. Zużywamy wtedy sporo zasobów, a te nie są przecież nieskończone.
Według raportu Organizacji Narodów Zjednoczonych w 2030 roku świat może dotknąć ubytek wody pitnej dochodzący nawet do 40% obecnego poziomu!
A do wyprodukowania 300 gramów pszenicy potrzeba 390 litrów wody. Z kolei by uzyskać 300 gramowy stek, trzeba zużyć aż 4650 litrów wody pitnej!
W liczeniu efektywności produkcji ważne jest też ile w całym tym procesie wytworzonego zostanie dwutlenku węgla. I tak, by wytworzyć dosłownie jeden kilogram:
– pomidorów, powstanie 1 kilogram CO2
– tofu, powstaną 2 kilogramy CO2
– wieprzowiny, do atmosfery wydostanie się aż 12 kilogramów CO2
– wołowiny, uwolnimy 27 kilogramów CO2
– jagnięciny, trzeba wyprodukować aż 39 kilogramów CO2!
Różnice są więc przytłaczające. A to nie koniec porównań?
Do produkcji żywności potrzebujemy też terenów upraw czy hodowli zwierząt. By powstał kilogram białka z soi, trzeba 12 metrów kwadratowych ziemi. Kilogram białka mięsa świni potrzebuje już 107 m?, czyli 9 razy więcej powierzchni. Wołowina jest jednak rekordzistką. By uzyskać kilogram białka mięsa krowiego musimy mieć obszar o powierzchni 377 metrów kwadratowych, czyli 32 razy większy niż dla białka sojowego.
I na koniec…